W niedzielny poranek podjęłam decyzję, wracamy do Birr zwiedzić tamtejszy zamek, gdyż ostatnim razem
dotarliśmy tuż przed samym zamknięciem, więc musieliśmy tylko obejść się smakiem.
Po przebyciu 130 km dzielących Birr od Dublina dotarliśmy na miejsce.
Po zaparkowaniu i przejściu na drugą
stronę, doszliśmy do dawnych stajni w których mieści się kasa zamku, kawiarnia i niewielkie muzeum.
Kupiliśmy bilety (9 € /os), dostaliśmy mapkę z zaznaczonymi atrakcjami i po pobieżnym obejrzeniu muzeum
udaliśmy się na zewnątrz.
Przyznaję, że byłam pod dużym wrażeniem jeżeli chodzi o ogrom parku, ale też nieco rozczarowana, bo zamek
nie jest udostępniony do zwiedzania. Wielka szkoda, ale przyczyna jest jakby uzasadniona – zamek jest nadal
zamieszkany przez rodzinę Parsonów, hrabiów Rosse, którzy panują tu nieprzerwanie od 1620 r. kiedy to zamek
został zbudowany.
Rodzina Parsonów była niezwykle utalentowana i zyskała ogromną sławę dzięki wkładowi w rozwój astronomii.
Ale o tym później…
Ominąwszy zamek udaliśmy się na spacer wzdłuż rzeki Camcor i tu natknęliśmy się na kuty z żelaza most wiszący,
który jest ponoć najstarszym takim w Irlandii!
Muszę szczerze przyznać, że od samego początku sądziłam, że to most linowy, dopiero po bliższej obserwacji okazało się, że jest zupełnie inaczej. Łączenie żelaznych prętów przypomina ni mniej ni więcej tylko wiązanie lin.
Idąc wzdłuż rzeki doszliśmy do kolejnego mostku, którym przeszliśmy na drugą stronę.
Cieszę się, że trafiliśmy tu jesienią, gdyż drzewa, których jest tu ponad 1000 gatunków ( a przywieziono je z
eskapad po całym świecie) tworzyły przepiękną paletę barw w odcieniach czerwieni, żółci i brązów.
Spacerując samotnie alejkami ( o dziwo nie było tego dnia zbyt wielu turystów ) doszliśmy do studni św. Brendana z której czysta woda nadal używana jest przez mieszkańców zamku do błogosławieństw czy chrzcin.
Zrobiwszy pętle udaliśmy się dłuższą trasą, która otacza jezioro.
Piękne widoki nie opuszczały nas ani na sekundę, a dotarłszy do lasku z wodospadem i wąskimi mostkami, miałam
wrażenie, że w jakiś cudowny sposób znaleźliśmy się w zaczarowanym lesie elfów…
Trochę pokrążyliśmy, niekoniecznie trzymając się wyznaczonych na mapce szlaków, aż trafiliśmy do zamkowych
ogrodów, które przypominały mi nieco te znajdujące się w Powerscourt.
W ogrodzie tym dokonałam niesłychanego odkrycia, otóż po raz pierwszy w Irlandii natknęliśmy się na jakieś
jadalne grzyby, przynajmniej te wyglądały jak opieńka miodowa.
Po opuszczeniu otoczonego murem ogrodu udaliśmy się do miejsca zwanego Whirlpool Spiral.
Nie bardzo
wiedziałam czego się spodziewać po informacji z mapki, a tymczasem zastały nas drzewa lipowe posadzone wzdłuż
ścieżki o kształcie spirali w której środku znajdował się kamień z wyrytą, niczym starożytną, runą.
Ta spiralna alejka została stworzona w 1995, 150 lat po odkryciu przez 3 hrabiego Galaktyki Wir, którą to odkrył
dzięki znajdującemu się nieopodal teleskopowi „Lewiatan”.
I w tym miejscu wrócę do wzmianki o dokonaniach astronomicznych rodziny Parsonów, otóż to właśnie 3 hrabia
zbudował w 1845 roku ten olbrzymi teleskop, który przez 75 lat nosił miano największego na Świecie!
Trzeba przyznać, że nadal robi ogromne wrażenie!
Teleskop był naszym przedostatnim punktem w zwiedzaniu parku. Ostatnim była oczywiście kawiarnia w której
posililiśmy się ciachem i kawą.
Ale to jeszcze nie koniec mojego postu… w związku z tym, że prowadzimy fotoblog to muszę podkreślić rolę żony
Williama Parsona, wynalazcy teleskopu. Otóż Mary Ross była doskonałym fotografem, a stworzona przez nią
ciemnia była jedną z pierwszych tego rodzaju na Świecie!
W dobie dzisiejszej fotografii cyfrowej, będzie to pewnie informacja mało interesująca, ale przecież gdyby
nie hrabina, kto wie, jakby dziś wyglądał świat fotografii??
Jesteśmy pod wielkim wrażeniem zamku Birr i przylegających do niego terenów i szczerze polecamy to miejsce
zwłaszcza rodzinom z dziećmi, na które czeka tu wiele atrakcji.
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Leap Castle, który niestety nie był udostępniony do zwiedzania, a ponieważ
mówi się o nim, że jest jednym z najbardziej nawiedzonych w Irlandii, to jeszcze tu wrócimy!