Cliffs Of Moher po raz drugi!

Wpis ten dedykuję moim – naszym kochanym Rodzicom :*

11.jpg

 

Długo tu nie zaglądaliśmy, ale też nie było o czym pisać, bo przez ostatnie tygodnie nasze auto postanowiło się co i raz buntować i trzeba mu było powymieniać bebechy,  więc chcąc nie chcąc byliśmy uziemnieni.

Pogoda też nie sprzyjała do dalszych wędrówek, więc ostatnie weekendy spędziliśmy na sprzątaniu domu, zakupach i gotowaniu, czyli nuda.

Jakby nie patrzeć, dla niektórych jest to okazja do odpoczynku, ale ja dusiłam się w domu i potrzebowałam odrobiny przygody. Dlatego przez ostatnie tygodnie wyczekiwałam przyjazdu moich rodziców, którzy postanowili nas odwiedzić, co prawda tylko na weekend, ale zawsze. Oni też  winni byli mojej udręki w domu, gdyż zarazili mnie chęcią do odkrywania nowego, do podróżowania.

Był to ich drugi raz na Zielonej Wyspie, więc tym razem postanowiliśmy zabrać ich na zachodnie wybrzeże, gdyż Dublin i okolice przedreptali już na wskroś i znają je lepiej od nas… przynajmniej tak twierdzą… 🙂

Zatem wybraliśmy się do jednej z wizytówek Irlandii- na klify Moher, chociaż na mojej liście miejsc „must see” w Irlandii plasują się one pod koniec dziesiątki. Zdecydowanie bardziej ciekawe są klify Slieve League, ale na dojazd i przemierzenie ich potrzeba znacznie więcej czasu.

klif.jpg

 

Niemniej uważam, że Mohery trzeba zobaczyć, zresztą to właśnie tu zabrał mnie Łukasz w moje pierwsze urodziny w Irlandii.

mapa.jpg

Tak więc w sobotni poranek, w strugach lejącego deszczu udaliśmy się autostradą w kierunku Galway. Po drodze zaczęły docierać do nas informacje o kiepskiej pogodzie na zachodzie i było całkiem możliwe , że klify będą zamknięte dla zwiedzających. Ale nie traciliśmy nadziei.

Z Galway na klify prowadzą dwie drogi, jedna wzdłuż Oceanu, druga dalej w głębi lądu. My wybraliśmy tę drugą, która dostarczała ciekawych widoków, choć uważam, że pierwsza-Wild Atlantic Way jest o niebo piękniejsza. Jadąc N67 mija się  zjazd do jaskini  Ailwee Cave i według opowieści znajomych Irlandczyków jest to jedna z ciekawszych jaskiń i warto ją zobaczyć, niestety tego dnia nie mieliśmy na to czasu, ale co się odwlecze…

Po niekończącej się ilości mijanych pagórków i zakrętów, dojechaliśmy w końcu na klify Moher i uffff… otwarte!

12.jpg

 

Cena bez  zmian, 6 € od osoby. Pisałam już o klifach, więc nie ma sensu się powtarzać (https://naszawedrowka.com/2014/04/10/cliffs-of-moher-co-clare-czyli-urodzinowe-560-km/)

Jednak muszę przyznać, że tym razem było bardziej ekstremalnie! Nie bez powodu dzień wcześniej były niedostępne do zwiedzania. Wiatr wiał z taką prędkością, że ciężko było utrzymać równowagę.

2.jpg

Pierwsze co zaobserwowaliśmy to olbrzymi wir piany, który na naszych oczach wbił się wysoko w powietrze, dużo powyżej klifów, czyli ponad 214 metrów!

1.jpg

 

Odbiliśmy w prawo do wieży O’Brien, gdzie napotkaliśmy kolejne ciekawe zjawisko. Otóż spływająca deszczówka, tworząca wodospady, poprzez silny wiatr była unoszona do góry i robiła swojego rodzaju koło opadając zaraz nad przejściem do wieży. Zatem czekał nas prysznic. 

3

4

 

Ludzie by uniknąć przemoknięcia zbijali się w większe grupy i razem pokonywali drogę. Najlepiej w biegu, choć porywisty wiatr nieco sprawę utrudniał, więc całe przedsięwzięcie wyglądało dość komicznie. Po dotarciu do wieży nie dało się nawet ustać, rzucało wszystkimi na boki. Śmiechu co niemiara 🙂

6.jpg

 

5

 

7.jpg

Trochę zmoknięci, ale rozbawieni, ruszyliśmy ścieżką w lewo i tu z kolei zaczęło się błoto, które nieco utrudniało chodzenie, ale widok na klify i pobliskie wyspy Aran rekompensowały wszelkie utrudnienia.

8.jpg

 

9.jpg

 

10.jpg

 

Zmarznięci, zmoknięci i przeszczęśliwi, choć po kostki w błocie, wróciliśmy do centrum turystycznego, gdzie po obejrzeniu wystawy i krótkiego filmu o klifach udaliśmy się do kawiarni na kawę i ciacho. Czyli tradycyjnie.

 

13.jpg

 

14.jpg

Wracając na parking zauważyliśmy, że pomału wycofują ludzi, co znaczy, że będą zamykać. Poszczęściło się nam.

Było już dobrze po południu, dlatego wzdłuż Oceany wróciliśmy do cudownego Galway, z którym mamy tyle wspomnień.

15.jpg

 

16

Po drodze zatrzymaliśmy się na chwilę przy zamku Dunguaire, który niestety był już zamknięty, a szkoda, bo już z zewnątrz robi ogromne wrażenie.

17

Do Galway dojechaliśmy już po zmierzchu, ale dzięki temu mogliśmy podziwiać uliczki miasta w świetle świątecznych lampek.

18

23

20

22.jpg

Głód nam pomału doskwierał, więc udaliśmy się do restauracji serwującej świeże owoce morza w tym sławetne ostrygi. Bo to właśnie Galway słynie z Festiwalu Ostryg na których odbywa się konkurs w otwieraniu ich na czas!

Posileni, radośni i pozytywnie zmęczeni, wróciliśmy autostradą do Dublina. Tak, zdecydowanie była to udana wędrówka i myślę, że Rodzice to potwierdzą 🙂

25.jpg

 

 

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s