Odkąd przeprowadziłam się do Irlandii, a minie niebawem 2,5 roku wyszukuję różne, interesujące miejsca do odwiedzenia i tak też było z Russborough House. Chcieliśmy już raz tu zajrzeć, ale zastały nas zamknięte bramy, bo posiadłość zamknięta jest od grudnia do marca.
A ponieważ zaczęła się majówka, to stwierdziliśmy, że nadeszła odpowiednia pora by odkryć tajemnice kolejnej perełki Irlandii.
Nie da się ukryć, że Russborough House to piękny dom, położony w malowniczych okolicach gór Wicklow. Został zbudowany w latach 1741-1755, a zaprojektował go, podobnie jak Powerscourt ( o którym więcej tu – https://naszawedrowka.com/2014/03/29/powerscourt-estate-and-gardens-co-wicklow/ ) – Richard Castle.
Rezydencje wyróżnia to, że jako jedna z nielicznych w Irlandii, zachowała się w pierwotnym stanie do naszych czasów. Zbudowana z granitu wydobywanego w pobliskich górach Wicklow szczyci się jedną z najdłuższych elewacji frontowych w kraju.
Postanowiliśmy zwiedzić wnętrza budynku i mieliśmy szczęście bo akurat za 5 minut miała rozpocząć się kolejna, 45 minutowa wycieczka po domu.
Przy kasach przywitała nas przepiękna sowa, a jej właścicielka obwieściła nam, że w następnym weekend w budynku obok zostanie otwarta sowiarnia!
Po opłaceniu biletów ( 12€/os ) udaliśmy się za panią przewodnik, która prowadząc nas przez kolejne pokoje opowiadała ich historie.
Dom należał do pierwszego Earla Milltown, który był wielkim wielbicielem sztuki, stąd możemy nadal podziwiać piękne obrazy, rzeźby i meble.
W 1952 roku posiadłość kupił Sir Alfred Beit, który jako ogromnie bogaty człowiek sporą sumę zainwestował także w sztukę. Nic więc dziwnego, że w jego zbiorach malarstwa znalazły się dzieła Rubensa, Goi czy Velasqueza. Niestety złodzieje też znali ich wartość, dlatego zdarzyło się kilka kradzieży. Część z dzieł odzyskano, część niestety zaginęła, a sporą część właściciele postanowili przekazać Galerii Narodowej w Dublinie (którą polecamy odwiedzić).
Przez 45 minut zwiedzania dowiedzieliśmy się mnóstwo ciekawych historii w tym jedna o fortepianie, który w 1900 roku podpisał sam Ignacy Jan Paderewski!
Dom prezentował się przepięknie, a po obejrzeniu ” Downtown Abbey” nie trudno było nam sobie wyobrazić, jak musiało wyglądać życie mieszkańców 100 czy 150 lat temu 🙂
Na koniec zeszliśmy do piwnic w których było więcej informacji o ich ostatnich właścicielach Sir Alfredzie i jego żonie Lady Beit. O ich podróżach do Afryki, można dowiedzieć się więcej z krótkiego filmu 3D.


W końcu udaliśmy się na zewnątrz by obejść posiadłość wokół.
Niedaleko domu znajduje się miejsce o którym muszę wspomnieć. Jest to labirynt z żywopłotu w którym podobno bardzo łatwo się zgubić, a o wiele trudniej znaleźć drogę wyjścia… Chcieliśmy sprawdzić, ale postanowiliśmy poczekać do lata jak już żywopłot wypuści liście i będzie na tyle zagęszczony by dodatkowo utrudnić nam zadanie 🙂
Wróciliśmy do naszego spaceru po okolicy. Pogoda nam dopisała, mimo zachmurzonego nieba nie padało, za to było bardzo przyjemnie i ciepło. Do tego soczysta zieleń pól, pasące się owce, śpiew ptaków i piękne góry Wicklow. Bajka!
Na koniec poszliśmy do miejsca, których jest kilka w Irlandii – Fairy Trail, czyli lasu zamieszkanego przez magiczne wróżki 🙂 I choć powstało z myślą o dzieciach, to ja się świetnie bawiłam badając konary drzew i wyszukując w nich malutkich domów zamieszkanych przez latające czarodziejki.
W końcu każda Alicja ma swoją krainę czarów… 🙂