Sobotę zaczęliśmy od słodkiego lenistwa, bo w końcu po całym tygodniu pracy należy się nam chwila odpoczynku. Chwila ta trwała dopóki nie podjęłam decyzji o wycieczce do posiadłości Killruddery, którą chcieliśmy zobaczyć od dłuższego czasu.
Po 20 minutach jazdy autostradą skręciliśmy na przedmieścia Bray do Killruddery House and Gardens, które leżą w cieniu góry Sugar Loaf, a u podnóża Bray Head.
Po zaparkowaniu udaliśmy się najpierw do odbywającego się w każdą sobotę marketu, na którym można kupić świeże warzywa, mleko czy miód prosto od producenta. Niestety dotarliśmy na 20 minut przed zamknięciem i część stoisk
była już zamknięta, ale to tym bardziej zachęciło nas aby wrócić tu w inną sobotę 🙂
Z marketu skierowaliśmy się do wejścia na tereny parkowe, ale że byliśmy 30 minut po ostatniej zaplanowanej wyciecze po domu, więc do zwiedzania pozostały nam tylko ogrody.
Po opłaceniu biletów ( 7,50 € os. ) przekroczyliśmy bramę posiadłości i oczom naszym ukazała się przepiękna rezydencja z przylegającymi do niej ogrodami.
Killruddery należy do rodziny Brabazon, Earlów Meath i zbudowany w 1651 roku, a następnie przebudowany w XIX wieku, należy do jednego z piękniejszych przykładów architektury neoelżbietańskiej w Irlandii!
Jedną z ciekawszych części domu stanowi oranżeria zwieńczona szklaną kopułą projektu Richarda Turnera, którego inne dzieła możemy podziwiać m.in. w Dublińskim Ogrodzie Botanicznym.
W tejże oranżerii znajdują się piękne rzeźby przywiezione z podroży do Włoch w latach 1830-1850. Żałowałam trochę, że nie załapaliśmy się na zwiedzanie wnętrz, które zostały uwiecznione w kilku filmach m.in. w „Dynastii Tudorów” czy też „Mojej lewej stopie” – film, który szczególnie polecam!
Nieco więcej można dowiedzieć się z filmiku o Killruddery House & Garden w linku poniżej:
Jednak prawdziwy urok tego miejsca kryje się w XVII w. ogrodach, które w niezmienionej formie przetrwały do dzisiejszych czasów.
Minęliśmy Długie Stawy, w których niegdyś hodowano ryby i spacerowaliśmy po alejkach ogrodu, które o tej porze roku i dnia prezentowały się magicznie! Kwiaty, śpiew ptaków i piękna pogoda potęgowała doznania.
Spędziliśmy tu całe późne popołudnie, by przed zamknięciem udać się jeszcze do farmy na której żyją kaczki, świnki i kury, a z uprawianych tu warzyw można zjeść smaczny posiłek w restauracji znajdującej się na terenach posiadłości.
Miejsce to szczególnie polecamy rodzinom z dziećmi, które mogą urządzić sobie piknik na świeżym powietrzu, czy też wziąć udział w organizowanych co weekend wydarzeniach artystycznych i kulturalnych o których więcej na ich stronie http://www.killruddery.com/
Niezwykle romantyczne miejsce w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia i już nie mogę się doczekać, aby tu wrócić i zwiedzić wnętrza rezydencji. Już niedługo! 🙂
A tymczasem trzeba zacząć planować majówkę! 🙂