Mając do wyboru trzy różne kierunki: Belfast, Cork i Sligo, tym razem wybraliśmy ostatni, a więc zmierzamy nad Ocean!
Prześledziwszy mapę i przewodnik okazało się że po drodze czekać nas będzie dużo atrakcji!
Pierwszą z nich był zamek Trim, największa forteca w Irlandii, wzniesiona pod koniec XII w. i uwieczniona przez Mela Gibsona w filmie „Braveheart. Waleczne serce”.
Zwiedzanie zamku z otaczającym go murem i bramami kosztuje 4 €, więc niewiele, a myślę, że warto.
Niespodzianka czekała nas na zewnątrz, gdzie grupka emerytów zrobiła zjazd swoich pięknych, zabytkowych aut! To było coś!
Po drodze zahaczyliśmy o Belvedere House, gdzie poza willą, stoi ciekawa i jakże „ludzka” budowla – Ściana Zazdrości, którą hrabia wzniósł, by przysłonić widok na bardziej okazały pałac po drugiej stronie drogi, który był własnością jego brata!
Naszym kolejnym punktem wycieczki był zamek Tullynally, położony w pobliżu jeziora Lough Deeravaragh, gdzie według legendy druga żona króla Lira, zazdrosna o jego miłość do swoich dzieci, zabrała je nad brzeg jeziora i zamieniła w łabędzie. Lir zrozpaczony, ogłosił, że nie wolno zabijać łabędzi i czyn ten jest do dziś surowo karany.
Trochę pobłądziliśmy i w końcu udało nam się dotrzeć do Tullynally Castle. Zamek ten, ozdobiony wieloma wieżyczkami, należy do największych w kraju. Otacza go ogromny park udostępniony do zwiedzania za opłatą. Co ciekawe zamek jest do dziś zamieszkany, więc można go obejrzeć, ale tylko po wcześniejszym umówieniu się z przewodnikiem.
Sligo, które było naszym celem, zaskoczyło nas wąskimi i często jednokierunkowymi drogami, więc tutaj rada na przyszłość, zaufajcie nawigacji, bo wszelkie próby skrócenia sobie dojazdu tylko go wydłużą…
Okolice Sligo, znane jako kraina Yeats’a na cześć irlandzkiego poety i noblisty, który spędził tu część swojego życia, zaskakują krajobrazami! Na przykład góra Ben Bulben, która niczym Kilimandżaro, wyrasta nagle z płaskiej równiny.
Czy też raj dla surferów – niebiańska plaża Streedach skąd w oddali widać zarys gór Donegal.
Natomiast naszym numerem jeden, jeżeli chodzi o krajobraz, był Mullaghmore, półwysep wraz z miasteczkiem o tej samej nazwie, skąd rozciągał się tak niesamowity widok na ocean i okolice, że trudno opisać to słowami.
W świetle zachodzącego słońca było to jedno z najbardziej romantycznych i przepięknych miejsc w jakich byliśmy. Bardzo polecamy!!!