3 dni = 1800 km
To była jedna z najbardziej szalonych wedrówek, ale miejsca które odwiedziliśmy zrekompensowały nam godziny spędzone w aucie.
Z Dublina wyjechaliśmy o poranku, żeby w miarę wcześnie dojechać do Killarney, które rozczarowało nas ogromną liczbą turystów i ulicznych handlarzy, ale można się było tego spodziewać po długim weekendzie…
Szybko z tamtąd uciekliśmy by rozpocząć naszą trasę po Ring of Kerry.
Pierwszym przystankiem był zamek Ross Castle położony w malowniczej okolicy, pośród zieleni, nad jeziorem z widokiem na góry.
W niewielkiej odległości od zamku znajduje się Muckross House, ogromna posiadłość z przepięknymi i rozległymi ogrodami, które zwłaszcza gdy kwitną azalie, robią ogromne wrażenie.
Rozmawiając wcześniej z Irlandczykami, każdy zachwalał Ring of Kerry, zapewniając nas, że jest to jedno z najpiękniejszych miejsc w Irlandii, i w związku z tym ciągną tu turyści z całego Świata i tak było tym razem… tłok. Dlatego też staraliśmy się odbijać w mniej uczęszczane drogi z których rozpościerały się niewiarygodne widoki…
Niestety pogoda nam nie dopisała i szczyty gór były często mało widoczne z pod grubej warstwy chmur, ale nadawało to tajemniczego i czasami trochę mrocznego charakteru…
Pod wieczór dojechaliśmy na wyspę Valentia skąd chcieliśmy przeprawić się promem, co o wiele skróciłoby naszą drogę i nie ma co ukrywać, ale jechaliśmy na oparach benzyny, a w tych okolicach trudno o stację benzynową… niestety spotkało nas wielkie rozczarowanie, gdyż bez gotówki nie ma szans na przeprawę promową, a na wyspie nie ma też bankomatu… nie mając wyjścia zawróciliśmy i z wielka nadzieją liczyliśmy na szybkie znalezienie stacji benzynowej… udało nam się, ale z duszą na ramieniu…
Po zatankowaniu popędziliśmy do Limerick, gdzie spędziliśmy noc u przyjaciół, by następnego poranka wyruszyć razem ze znajomym w dalszą podróż.
Naszym celem na ten dzień, było północno- zachodnie wybrzeże z zamiarem noclegu gdzieś w okolicy granicy z Irlandią Północną.
Po południu zatrzymaliśmy się by obejrzeć Kylemore Abbey, neogotycki zamek wybudowany w XIXw. w którym dziś zakonnice prowadzą ekskluzywną szkołę z internatem dla dziewcząt. Aby zwiedzić ten ogromny obszar na który składają się rozległe ogrody oraz kościół, potrzeba co najmniej połowy dnia, my tyle nie mieliśmy, więc ruszyliśmy dalej.
Po drodze natknęliśmy się na coś bardzo charakterystycznego i bardzo irlandzkiego – „drzewo skarpetkowe”!
To nic innego jak pradawny, celtycki sposób porozumiewania się z bogami. Wieszając na drzewach skarpetki, czy inne przedmioty osobiste, ludzie proszą o zdrowie, szczęście, czy potomstwo…
Po dwóch godzinach wylądowaliśmy w Sligo, gdzie zabawiani przez włoskiego kelnera, przypominającego połącznie Colina Farrella z Louis de Funès, zjedliśmy smaczny obiad.
Pełni energii, ruszyliśmy drogą wzdłuż oceanu do Donegal, w którym poza zamkiem nie ma zbyt wielu zabytków.
Miejscem, które tego dnia zrobiło na nas największe wrażenie, było Slieve League, czyli jedne z najwyższych klifów w Europie! I mimo, że zastaliśmy je początkowo w chmurach przez które niewiele było widać, to wystarczyło odczekać 15 min i naszym oczom
ukazał się zapierający dech w piersi widok!
Następnie wąskimi drogami poprzez rozległe doliny z uroczymi, często krytymi strzechą chatkami, zmierzaliśmy do naszego celu – Letterkenny w którym chcieliśmy spędzić noc, a także zrelaksować się w miejscowym pubie przy pincie czy dwóch…
Następnego poranka postanowiliśmy objechać półwysep Inishowen, gdzie jadąc wzdłuż wybrzeża dotarliśmy do najdalej na północ wysuniętego zakątka Irlandii, Malin Head.
W tym miejscu nalezą się podziękowania dla naszego dzielnego kolegi, który nie zważając na nic, przepędził zagradzające nam drogę krowy, inaczej nie wiem czy dojechalibyśmy na miejsce… 😉
Aby nieco skrócić, ale także urozmaicić sobie podróż, wybraliśmy prom, który przeprawił nas na drugą stronę, do Irlandii Północnej.
I tu zrobiło się dość tłoczno, gdyż nie tylko my chcieliśmy odwiedzić Giant Causeway, czyli Groblę Olbrzyma, jedno z najbardziej popularnych miejsc na wyspie!
Wejście kosztuje 8,50 £ i były to jedne z najlepiej wydanych pieniędzy, gdyż miejsce to, mimo tłoku, zachwyca! Z tym wulkanicznym krajobrazem wiąże się legenda, której można posłuchać zabierając z centrum informacji audio- przewodnik (dostępny także w języku polskim). Nie będę się rozpisywać odnośnie grobli, bo miejsce to trzeba samemu, koniecznie zobaczyć!
Niedaleko znajduje się także dość popularny most linowy Carrick-a-rede, zawieszony 25 m nad poziomem morza. Niestety byliśmy 15 minut po czasie i przejście nim było już niemożliwe i chyba też na moje szczęście, bo nie wiem czy znalazłabym odwagę aby po nim przejść…
Prosto z nad oceanu ruszyliśmy do bardzo malowniczego miejsca, którego sceneria zosatała wykorzystana m.in. w serialu „Gra o tron” – The Dark Hedges. Jest to droga wzdłuż której rośnie sto buków przeplatająych się ze sobą koronami, co tworzy swojego rodzaju tunel.
Ponieważ gonił nas czas, czym prędzej, w strugach rzęsistego deszczu ruszyliśmy w drogę powrotną poprzez Belfast do Dublina…
Z całą pewnością był to niesamowity weekend!!! 🙂
Jedna uwaga do wpisu “W 3 dni dookoła Irlandii!”