Po zasłużonym urlopie powróciliśmy do zwiedzania Irlandii!
Od dłuższego czasu czailiśmy się na Cork, ale za każdym razem było coś ważniejszego… aż w końcu, w ostatni weekend sierpnia wyruszyliśmy. Ale jak to zwykle bywa postanowiliśmy zatrzymać się w kilku ciekawych miejscach, niekoniecznie po drodze.
Pierwszym przystankiem było Kilkenny, urocze miasteczko, dawna (XIIIw.) stolica Irlandii. Przechadzając się wąskimi, brukowanymi uliczkami miało się wrażenie, że jest się gdzieś nad Morzem Śródziemnym, a wrażenie to potęgowała piękna pogoda.
Główną atrakcją Kilkenny jest XII w. zamek, który zamieszkany był aż do 1935 r, ale w związku z rosnącymi kosztami utrzymania (co raczej nie dziwi, patrząc na jego rozmiary) zamek ofiarowano narodowi irlandzkiemu.
Na przeciwko zamku, w dawnych stajniach, mieści się ośrodek wzornictwa. Bardzo ciekawe miejsce dla wszystkich zainteresowanych sztuką. Można tu zwiedzić galerię, napatrzeć się na pracę rzemieślników, a także kupić sobie pamiątkę.
40 km od Kilkenny leży Waterford, najstarsze, założone przez Wikingów miasto w Irlandii, które wydało nam się bliźniaczo podobne do Wexford, tyle że przepełnione niemieckimi turystami. Trochę wystraszył nas tłum „szpechających” ludzi, dlatego posiliwszy się kawą z ciastkiem ruszyliśmy na Półwysep Hook. Wybraliśmy przeprawę promem, co znacznie skróciło trasę.
Półwysep Hook zachwyca widokami, a wisienką na torcie jest najstarsza w Europie (1172 r.) latarnia morska!
Mieliśmy niemały dylemat, bo było już dobrze po południu, a do Cork jeszcze 200 km… ale co tam, jedziemy!
Nasz cel – Cork, drugie największe miasto Irlandii, wygląda jak większość europejskich miast. Dużo galerii handlowych, kilka kościołów, katedra, parę mostów. Pytałam wcześniej znajomych, pochodzących z Cork, co warto zwiedzić i … mieli niemały problem, a w zasadzie trudno im było wskazać jakieś konkretne miejsce. Dlatego włócząc się po uliczkach nie byliśmy jakoś szczególnie zafascynowani, a może po prostu byliśmy zmęczeni…?
Wrócimy jeszcze w te strony! 🙂