Dwa dni w Amsterdamie…

Amsterdam, miasto krzywych domków w oparach marihuany.

Tak powinien brzmieć tytuł  🙂

Zacznę od tego, że nie zwykliśmy obchodzić Walentynek, tym większe było moje zaskoczenie, gdy w sobotni poranek Łukasz zrobił mi pobudkę, mówiąc, że musimy się zbierać i za godzinę wyruszamy na wycieczkę. Dodał, że mam się spakować na dwa dni…  OK.
Godzina na prysznic, zjedzenie śniadania, spakowanie i ubranie się. Mission Impossible pomyślałam. Bo w co tu się ubrać, jeśli druga połówka nie chce zdradzić dokąd nas porywa…
Ale udało się. Godzinę później zapakowaliśmy się do auta i wyruszyliśmy. Jednak wycieczka nie trwała zbyt długo, bo niecałe 10 min, czyli tyle ile zajmuje dojechanie z naszego mieszkania do lotniska.
Co jest grane? Mąż mój uparcie odmawiał odpowiedzi. Jedyne co słyszałam, to to, że wszystkiego dowiem się na lotnisku. I tak też się stało. Przed samymi bramkami wręczył mi bilet! Yuhuuu, lecimy do Amsterdamu!!!

Był to nasz pierwszy raz w stolicy Holandii i z całą pewnością nieostatni, gdyż zakochaliśmy się w Amsterdamie od pierwszego wejrzenia!
Czemu? Ano temu:

1. Rowery.
Nie ma chyba osoby, której Amsterdam nie kojarzyłby się właśnie z rowerami, a jeśli takowa istnieje, to wystarczy minuta w tym mieście, aby przekonać się, że miasto zdominowane jest przez dwa kółka. I to jakie! Przepiękne „holenderki” we wszystkich kolorach tęczy i często dodatkowo ozdobione, aby wyróżniały się wśród tysięcy innych.
Spacerując ulicami Amsterdamu trzeba mieć oczy wokół głowy, gdyż rowerzyści nadciągają ze wszystkich stron, a przyzwyczajeni do ruchu lewostronnego mieliśmy początkowo problem z patrzeniem w odpowiednim kierunku. Jednoślady są dosłownie wszędzie!

r7

r5

r6

r4

r2

r3

okładka

2. Architektura.
Zawsze zwracam uwagę na architekturę miasta i muszę przyznać, że Amsterdam to prawdziwa perełka! W labiryncie uliczek możemy podziwiać mnóstwo stłoczonych, przepięknych kamienic, często pochylonych do przodu lub w bok, gdyż drewniane bele na których są postawione, pod wpływem czasu, wody i błota, poruszyły się.
Czasami miałam wrażenie, że znaleźliśmy się na ulicy Pokątnej, a za rogiem natkniemy się na Bank Gringota ( dla niewtajemniczonych, czas nadrobić Harrego Pottera!)
Żeby było zabawniej, staraliśmy się nie używać mapy, dlatego często zataczaliśmy koło w gąszczu prawie identycznych uliczek.

arch3

arch4

arch2

arch1

3. Knajpy.
Chcieliśmy, jak to zwykle zresztą robimy, spróbować tradycyjnej kuchni, ale też nie wiedzieliśmy co Holendrzy na co dzień jadają. Musieliśmy się sporo nałazić, bo w Amsterdamie przeważa kuchnia włoska, argentyńska i amerykańska. Dopiero w jednej z bocznych uliczek natknęliśmy się na odpowiednik naszego baru mlecznego. Menu na ścianie widniało tylko w języku niderlandzkim, więc poprosiliśmy o danie, które właśnie serwowano parze przed nami. Jak się okazało, były to popularne w Holandii krokiety. Niebo w gębie! Do tego zupa, która nas porządnie rozgrzała, a wszystko to za naprawdę niewielkie pieniądze. Zdecydowanie miejsce warte odwiedzenia!

Zahaczyliśmy też o najmniejszy pub w Amsterdamie!
A jeżeli knajpy, to też Coffeshopy, o których rozpisywać się nie będę, co najwyżej wspomnę, że każdy znajdzie tam coś dla siebie 🙂

kn5

kn1

kn2

kn3

kn4

4. Kanały.
Łączna długość wszystkich kanałów to ok 100 km! Zdecydowanie warto wybrać się na rejs tramwajem wodnym. My wybraliśmy opcje „hop on, hop off” gdzie jest możliwość wsiadania i wysiadania na dowolnym przystanku. W niedzielę, gdy było już dość chłodno, a deszcz padał na zmianę ze śniegiem, ta opcja poruszania się po mieście, wydała nam się idealna. Mijaliśmy setki barek mieszkalnych, których jest ponoć ok. 2500, a większość zaopatrzona jest w elektryczność, dopływ gazu i bieżącą wodę. Niektóre z barek są naprawdę przepiękne!

kan4

kan1

kan5

kan2

kan3

5. Dzielnica Czerwonych Latarni.
Temat trochę śliski, ale muszę o nim wspomnieć, gdyż z tego też słynie Amsterdam. Pierwsze wrażenie, było dość szokujące mimo, że słyszałam opowieści, to początkowo byłam troszkę zniesmaczona. Ulice pełne były mężczyzn, którzy podziwiali uroki roznegliżowanych Pań. Pań, które najczęściej totalnie znudzone wpatrywały się w ekrany swoich smartfonów. Praca w tym miejscu pewnie nie zawsze była ich marzeniem, mam tylko nadzieję, że nie były do niczego zmuszane. Później stwierdziłam, że nie ma co oceniać. Jest to najstarszy zawód świata, a pewnie część tych Pań po prostu to lubi.

dz2

dz1

6. Zakupy.
Amsterdam to prawdziwy raj dla zakupoholików! Żałuję, że nie mieliśmy jeszcze jednego dnia, ale może to i dobrze, bo coś czuję, że poszłaby cała moja wypłata. Mijaliśmy markowe sklepy z ubraniami o których większości nie miałam pojęcia że istnieją. Dla tych co nie przepadają za zakupami odzieżowymi, znajdzie się sporo sklepów z serami, czy też kwiatami. O tak! Holandia słynie z tulipanów, których jest niezliczona ilość rodzajów. Aby się o tym przekonać, warto wybrać się na Flower Market!

z1

z2

z3

za3

7. Atmosfera.
Miasto żyje. Jest naładowane pozytywną energią. Ludzie są sympatyczni i pomocni, a przede wszystkim wyluzowani i wystylizowani. Jest porządek i ład. Aż chce się tu zamieszkać. Przyciąga jak magnes dlatego z ogromnym żalem wsiadaliśmy do samolotu, aby wrócić do naszych codziennych obowiązków i wpaść w wir pracy.

Ale zawarliśmy pakt z Amsterdamem i obiecaliśmy sobie, że niedługo wrócimy.

Odliczam dni…

a2.jpg

P.S. Dziękuję Ci Mężu za cudowny prezent jakim był weekend w Amsterdamie.

Kocham Cię :*

A.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s