Zbliżała się nasza pierwsza rocznica ślubu, którą chcieliśmy uczcić gdzieś na południu Europy. Miały być Włochy, ale gdy padł pomysł Majorki nie byłam do końca przekonana. Ta niewielka wyspa od zawsze kojarzyła mi się z hotelami, pijanymi Anglikami i jedną wielką imprezownią. Ale postanowiliśmy dać jej szanse i obalić ten mit. Udało się nam w 99%!
W 3 dni pokonaliśmy 450 km i odkryliśmy przepiękne miejsca. W czerwcu wyspa nie jest jeszcze przepełniona turystami, więc obyło się bez tłumów. Zwiedziliśmy kilka atrakcji turystycznych, popływaliśmy w morzu i poznaliśmy kilka osób. Ale przede wszystkim zrelaksowaliśmy się na maksa. A teraz zabiorę Was w kilka najciekawszych według nas miejsc 🙂
1. Santanyi
To niewielkie i niezwykle urocze miasteczko przywitało nas ogromną ulewą, a ponieważ przylecieliśmy do Palmy późno w nocy i nie udało nam się zmrużyć oka przez świętujących wygrany mecz z Turcją Hiszpanami, była to dobra okazja żeby zrobić sobie półgodzinną drzemkę w samochodzie. Po godzinie… obudziło nas słońce i ruch na ulicy bo właśnie skończyła się sjesta. Wysiedliśmy więc z auta i udaliśmy się na zwiedzanie miasteczka. Wąskie uliczki i domy zbudowane z miejscowego kamienia w odcieniu miodu po prostu zachwycają…
2. Cala Figuera
Miejsce w którym się zakochałam od pierwszego wejrzenia! Jest to zatoka rybacka której wejścia strzegą wysokie klify. Zapach morza, białe domki, niewielu turystów, no bajka! Tu też spotkaliśmy kilka przepięknych meduz. Miejsce „must-see”!
3. Manacor
To drugie największe miasto po Palmie, słynie z produkcji sztucznych pereł oraz czarnej porcelany. Niestety trafiliśmy tu w czasie sjesty, więc wszystko było pozamykane, a ulice puste. Pospacerowaliśmy po dość nowoczesnym w porównaniu z innymi mieście i doszliśmy do przepięknego kościoła Nostra Senyora dels Dolors o wysokiej wieży i ażurowych wykończeniach.
4. Porto Cristo i Smocza Jaskinia – „Cuevas del Drach”
Małe, urocze miasteczko z portem jakich wiele, ale co tu przyciąga to jedna z 200 znajdujących się na Majorce jaskiń. Ta jest ponoć najpiękniejsza, ale też najbardziej komercyjna. Zwiedzanie odbywa się co godzinę, a jednorazowo może wejść 200-300 osób. Po 10 minutach zwiedzania, czeka nas kolejne 30 minut oczekiwania aby wszyscy zwiedzający zgromadzili się w ogromnej auli w pobliżu podziemnego jeziora. Światło przygasa i na jezioro wpływają podświetlone łódki z orkiestrą symfoniczną, która na żywo gra koncert. Nie można robić zdjęć, ani nagrywać. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie nudzące się dzieci, które niestety nie potrafią zachować ciszy i psuje to nieco efekt. Ale to w końcu dzieci. Uciszanie przez dorosłych dodatkowo irytuje i po 10 minutach koncert dobiega końca. Osoby, które znajdują się najbliżej jeziora mają możliwość przepłynięcia jeziora łódką. My akurat znajdowaliśmy się nieopodal, więc pofarciło się nam. 5 minut sunięcia po tafli jeziora i kierujemy się do wyjścia. Jakie wrażenia? Myślę, że po tylu jaskiniach jakie zwiedziliśmy, tę mogliśmy sobie odpuścić. Koncert jest dodatkową atrakcją, ale przy kilkuset osobach nie da się poczuć jego magii.
5. Zamek Capdepera – Castell de Capdepera (XIVw)
Góruje nad miasteczkiem o tej samej nazwie i zbudowany 6 wieków temu do obrony przed piratami, nadal świetnie zachowany robi wrażenie. Na zamku znajduje się gotycki kościół na którego dach prowadzą kręcone schody. Stąd roztacza się przepiękny widok na okolice i na znajdujące się w dole miasteczko o terakotowych dachach.
6. Alcudia
Tu spędziliśmy ostatnią noc i zwiedzanie zaczęliśmy pod wieczór idąc na kolację. Miasteczko otoczone jest XIV wiecznymi murami i cóż, jest naprawdę ładne! Leży dokładnie po środku półwyspu, a po jego dwóch stronach znajdują się dwa porty. My po kolacji chcieliśmy udać się na drinka, ale niestety poszliśmy do złego portu, gdzie zastała nas kompletna ciemność. Musieliśmy wrócić przez miasto na drugą stronę co trochę nam zajęło, a gdy już doszliśmy to okazało się, że jedyny pub jaki jest jeszcze otwarty to pub irlandzki! No cóż Guinness’owi się nie odmawia! 🙂
7. Sóller i Port de Sóller
Sóller położone u podnóża malowniczych gór Alfabia poza turystyką utrzymuje się z uprawy cytrusów i oliwek. Pomarańcze obecne są na każdym rogu, nawet w Kościele Sant Bartomeu. Ale co tu głównie przyciąga turystów to kolej! Otóż z Palmy, można dostać się do Sóller pociągiem. Trasa musi być malownicza, bo prowadzi przez góry.
Niestety nie mieliśmy okazji się nią przejechać, za to wybraliśmy się drugą popularną trasą, tramwajem do portu. Podobne tramwaje można spotkać m.in w Lizbonie czy Porto, tu jednak cena jest ciut wygórowana, 6 € za 15 minut jazdy! Po drodze do portu mijamy gaje oliwne i cytrusowe sady, które w otoczeniu gór wyglądają wprost bajecznie. Port także ma w sobie urok z tym, że tu musimy liczyć się z tłumem turystów, ale wystarczy odejść
od głównego deptaka i już możemy cieszyć się spokojem. Naprawdę piękne miejsce!
8. Plaże.
Cala Pi, Cala Santanyi, Cala Morlanda, Cala Petita
Myślę, że są to najpiękniejsze plaże jakie widzieliśmy na Majorce. Niewielkie, głównie piaszczyste o lazurowej wodzie, po prostu zniewalają! Zresztą zobaczcie sami…
9. Latarnie morskie
Tak, mam świra na punkcie latarni morskich. Na Majorce udało nam się zobaczyć kilka, ale trzy zasługują na szczególną uwagę gdyż znajdują się na najdalej wysuniętych na wschód, północ i południe zakątkach Majorki.
Niestety tylko do jednej można podejść nieco bliżej- północnej na Cap de Formentor do której dojeżdża się wąską i bardzo krętą drogą. Widoki rekompensują niełatwą i też zatłoczoną trasę.




10. Jedzenie
Wiadomo, że w Hiszpanii króluje tapas, do wyboru do koloru. A że my lubimy owoce morza to byliśmy w siódmym niebie. W Porto Cristo udaliśmy się do restauracji Quince, którą zapamiętamy na długo, bo tam nasze kubki smakowe oszalały! Przepyszne ośmiorniczki, kalmary, małże i ryba, którą jadłam po raz pierwszy – Serranus.
Wcześniej się z nią nie spotkałam, a jest to czerwona ryba o białym miesie, które konsystencją przypomina ser mozzarella! Upieczona, a potem położona na grillowanych warzywach przesiąknęła zapachami. Mniam!
Po Portugalii, zakochaliśmy się także w grillowanych sardynkach i tu Majorka nas nie zawiodła, prze-pysz-ne!
O jedzeniu można by długo pisać, a jeżeli dojdzie do tego dobre wino, czy sangria, to już w ogóle.
Ehh, kończę i zmykam na obiad! 🙂
Fajny album, dawno temu byliśmy, chetnie wróciłbym jest co zobaczyć, pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Dziękuję Leszku. My też mamy jeszcze po co wracać 🙂
PolubieniePolubienie
Mam nadzieje, ze sprobowaliscie takze potraw majorkinskich?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ponieważ lubimy dobrze zjeść i nie boimy się smakować nowych rzeczy to spróbowaliśmy wielu różnych tapas niestety zwykle byliśmy tak głodni, że nie przyszło mi do głowy żeby zapisać nazwy tych potraw czy chociażby zrobić zdjęcie menu, ale poza typowymi owocami morza i przeróżnie nadziewanymi oliwkami, jedliśmy: marynowaną płaszczkę, podsmażaną wątróbkę z ziemniakami, papryka i cebulą, warzywa smażone na oliwie, kiełbaski sobrassada, duszoną solę z ziemniakami no i oczywiście Pa am Oli 🙂
PolubieniePolubienie